Kilka ładnych lat w zawodzie lekarza pokazało mi, że jest jakieś brakujące ogniwo, dzięki któremu możemy żyć w pełni zdrowia, akceptując nasze „ja”. Tym ogniwem okazała się być Ajurweda, po którą sięgnęłam będąc w drugiej ciąży, kiedy nie potrafiłam pomóc sobie z męczącymi mnie dolegliwościami.
Początkowo nasza wspólna podróż była pełna dziur i kamieni, bo mój analityczny umysł miał problem z akceptacją innego punktu widzenia, ale z czasem okazało się, że Ajurweda jest odpowiedzią na większość nurtujących mnie pytań. To taka instrukcja obsługi człowieka i świata poniekąd. Dzięki niej nauczyłam się kochać siebie i ludzi oraz patrzeć bardziej sercem.
W mojej pracy łączę wiedzę zdobytą na studiach medycznych z Ajurwedą, która pozwala mi spojrzeć na drugiego człowieka z uwzględnieniem potrzeb nie tylko jego ciała, ale również umysłu i ducha.
Miłość do siebie można określić jako docenienie własnego szczęścia i dobrostanu. To akceptacja, bezwarunkowe wsparcie i troska. Stanowią one samo jądro współczucia służącemu samoleczeniu. Wymagają zobowiązania wobec siebie oraz chęci rozpoznania własnych potrzeb i ich spełnienia. Musimy pozwolić sobie na myślenie bez oceniania i spojrzenie na siebie jako osobę inherentnie wartościową, dobrą i godną szczęścia i zdrowia. Wszystko to musi pochodzić od nas samych, a nie z zewnątrz.